Ciemna miłość
Leżymy
w łożu mrocznym jak na dnie strumienia
wyschłego. Włosy długie, poplątane wioną,
rozdzielają się, łaczą jak smugi cierpienia
i niosą się jak scieżki ku dalekim strunom.
Tu u nas zła tarnina rośnie tak po brzegu
biała czasem, a czasem jest jak rozpacz dłoni,
i armie ciężko dzwonią jak wykute w śniegu,
w księżycach jasnych sunąc. Krzyk, parskanie koni
i czołgów ryk podziemny - jakby wydzierały
dusz trzepot nieostrożnie pobratany z ciałem.
Więc
nasze ciała długie, splecione jak palce
w nocnym konaniu cierpną i wiatr nam na twarze
niesie platki tarniny odstrzelone w walce,
i leżą tak jak piętna pośmiertne, na miłość
strącone, aby wspomnieć, że się nic nie śniło,
bo oczy były otwarte i we śnie.
I źródła są w powietrzu, i czujemy je
to są pociski krwi, co jeszcze trysną.
I łkania są w powietrzu metalowy jęk,
który się w ogniu spełnia ulewa ziarnista.
I boleść, którą kiedyś nazwiemy ojczyzną,
co teraz jest jak dziecko, które nam we śnie
umiera. Jeszcze oddech jego z ziemi drży,
bo to był mej miłości pierworodny syn.
A
potem długa noc. I zrywam sie w ciemności
bez zbroi, nagi, taki, jakem z ziemi wstał,
rozpleść łodygi naszych nie spełnionych ciał
i być żołnierzem nocnym wiary bez litości.
I nim odejde jeszcze, nim sie broń rozpali,
widzę, jak sie ten obłok twego ciała żali.
Bo
ciemne miłowanie jest na dnie człowieczem,
które pragnących traci i czystość rozdziera,
a które się do dłoni bierze razem z mieczem,
lecz sie w nim cierpi długo, chociaż nie umiera.
l znów widzimy miasta płonące l dymy,
co sie powoli wznoszą pnąć na stopnie niebios,
i szubieniczne drzewa skrzypią, i z daleka
bicz strzela i rozcina z ziemia wraz - człowieka.
A
nad tym krzewy kwitną. Z paków zielonkawe
chmury płyną. Dojrzałość lepko się przelewa.
Widnokręgiem o świtach ciągną kluczem drzewa.
I ludzie ci żałośni, w nie obeschłych gruzach,
pod namiotami cyrków, w swiergocie karuzel,
unoszą się jak łachman, wsród dymu śpiew niosą
weseli. Jak wyzwanie sczerniałym niebiosom.
Długie,
suche koryto - jest to dno strumienia,
gdzie leżymy jak kamien pod kurzawa gwiazd.
Tyle jeszcze milczenia strasznego jest w ziemi,
że chyba go wystarczy na niejedną śmierć!
Módlmy się, módlmy słowami ciemnemi!
Siejmy, o, siejmy, chociaż ziarnem serc!